W najprostszym możliwym ujęciu definicję miłości można rozpatrywać na dwa sposoby: jako następujące po sobie kaskady reakcji neuronalnych zachodzących pod wpływem instynktów i uwarunkowania ewolucyjnego, które pozwalają zapewnić nam przetrwanie i łączyć się w jednostki jakimi są rodziny oraz popychają nas do czynów, na które być może normalnie byśmy się nie zdobyli; oraz jako coś znacznie bardziej metafizycznego, jako emocjonalną siłę, spoidło ludzkości. Słowniki definiują miłość jako intensywne uczucie głębokiej sympatii oraz głęboką potrzebę przebywania w obecności pewnej osoby. Właśnie ta potrzeba tworzy to, co nazywamy przywiązaniem, jest zatem pewnym psychologicznym spoidłem, które nie tylko pozwoli na wzmocnienie więzi, jaką jest głęboka relacja międzyludzka, ale także weźmie udział w metaforycznym Kintsugi, o którym pisałam w poprzednim artykule.
Miłość wyzwala w nas zdolności twórcze i pobudza kreatywność, w biologicznym ujęciu pomaga nam w ten sposób przetrwać trudne chwile lub wręcz przeciwnie – nam ich przysparza. Z bardziej humanistycznej perspektywy, miłość jest siłą, która przez tysiące lat napędzała i nadal napędza poetów do przelewania uczuć na papier. Pełni rolę ochronnego buforu, neutralizuje zło, czyli pomaga nam czasami spojrzeć na świat w sposób mniej negatywny, dostrzec, że życie na Ziemi niekoniecznie sprowadza się do niejednokrotnie biernej czynności przetrwania. Pełni zatem w naszym życiu wyjątkowo ważną rolę, gdy jej więc zabraknie, obserwujemy wszelkiego rodzaju nieprawidłowości. Należy zwrócić uwagę na fakt, że miłość podobnie jak słowa, można odbierać lub nadawać. Problem może pojawić się po obydwu stronach układu, miłość może być nadawana w zbyt małych ilościach, zapotrzebowanie na nią może przerastać możliwości nadawcy lub jej receptory u odbiorcy stały się na nią znieczulone, przez co nadawca, nawet starając się, nie dostarczy miłości w odpowiedniej dawce. Są to przykłady znacznie uproszczonych mechanizmów, które biorą udział w funkcjonowaniu głębszej relacji jaką jest związek partnerski, małżeństwo, czy relacja rodzic dziecko itd. Miłość jest nierozłącznie związana ze wzajemnym zaufaniem. Można się zastanawiać nad tym, który z tych komponent rozwija się w takich relacjach wcześniej. Z pewnością, czas w którym pojawia się zaufanie różni się między nimi, dziecko jest rodzicowi oddane od najwcześniejszych chwil swojego życia, ufa mu bezgranicznie, dopóki nie osiągnie wieku nastoletniego, w którym rodzić musi w pewien sposób zyskać to zaufanie na nowo. W związkach romantycznych najpierw najczęściej pojawia się fizyczne przyciąganie, widziane z bardziej biologicznej perspektywy, potem relacja umacnia się poprzez emocjonalne spoiwo, w którego skład wchodzi zaufanie, czyli nic innego jak powierzenie drugiej osobie naszych słabości, tego czego się boimy lub oddanie w jej ręce pewnej kontroli nad naszym życiem. Przykładem tego jest zgoda na podejmowanie za nas decyzji w sprawach medycznych, gdy my sami nie jesteśmy do tego zdolni. Będąc już osobą dorosłą, zdolną do samodzielnego, niezależnego życia powierzamy drugiemu człowiekowi znaczny kawałek siebie, ponieważ powstała między nami więź, oparta na biologii ludzkiego ciała i umysłu, miłości i zaufaniu.
Słowem, które w zdaniach często pojawia się obok miłości jest zdrada, czyli tu złamanie pewnej obietnicy cielesnej i emocjonalnej wyłączności, złożonej podczas zapoczątkowania relacji jaką jest związek romantyczny. Ludzie na przestrzeni lat zdążyli się wsławić w bardzo nikłej zdolności do zachowania monogamii. Spektrum przyczyn zdrady jest obszerne: raz powodem może być chęć szukania nowych doznań i dreszcz emocji, związany z adrenaliną; innym razem może to być stopniowy zanik lub całkowity brak miłości spajającej relację. Jest mało prawdopodobne, że nigdy w swoim życiu nie zostaniemy de facto zdradzeni, ponieważ oprócz miłosnej zdrady, uszczerbku może doznać także nasze poczucie zaufania, oddania drugiej osobie. Ważne jest wówczas, aby nie wykonać uogólnionej projekcji na całe nasze otoczenie, gdyż nie wszyscy, których obdarzyliśmy zaufaniem, tylko czekają, aby wykorzystać kontrolę jaką od nas otrzymali. Wręcz przeciwnie, będą dla nas w trudnych chwilach podporą. Tu uwidacznia się ochronna funkcja miłości pochodzącej od nadawcy; gdy zwiększa się zapotrzebowanie, rośnie podaż, możemy zwrócić się o pomoc do rodzica, czasami dziecka, lub partnera/ki, w zależności od tego o jakiej zdradzie mowa. Kochający nas bliscy otaczają naszą duszę ochronną bańką współczucia, przejmują, choć może nam się wydawać, że go nie ubywa, część naszego cierpienia, oferują świeższą perspektywę, często nie tak zniekształconą, jak ta, z której patrzymy będąc pod wpływem silnych emocji związanych ze zdradą, czy miłosną, czy też nie.
Myślę, że warto zastanowić się czym dla nas jest miłość, która szkoła nam bardziej odpowiada: biologiczna czy bardziej ulotna, filozoficzna? Jak nasza preferowana definicja wpływa na miłość, którą my nadajemy, oraz jak zmienia, czy w ogóle, naszą zdolność jej odbioru? Niezależnie od tego jak postrzegamy miłość, człowiek potrzebuje bliskości by rozkwitać. Nie zapominajmy o tym, że w zdrowej relacji nie możemy pełnić wyłącznie funkcji odbiorcy, aby dalej otrzymywać niezbędną dawkę miłości, musimy być zdolni ją także nadać.