Niejednokrotnie słyszeliśmy, że zbytnio się zamartwiamy, ale co to właściwie znaczy? To, co nas tak przeraża jest w rzeczywistości najczęściej wzmocnione poprzez mechanizmy naszej wyobraźni, poprzez osłabienie dróg hamowania łańcuchowej reakcji lęku, działającego na zasadzie sprzężenia zwrotnego dodatniego, diabelskiego koła strachu. Zamartwianie się to nadmierne próby odgrywania w naszych głowach scenariuszy, w których to nie radzimy sobie z czymś, czego się boimy lub stajemy się obiektem drwin, znajdujemy się w sytuacji co najmniej wysoce niekomfortowej. Nasz strach staje się reżyserem filmów science fiction, a emocje są w nich aktorami.
Kiedy znajdziemy się w sytuacji, która wzbudza w nas niepokój trudno jest się nam czasami opanować, jedną z metod poradzenia sobie z takim strachem jest próba spojrzenia na nas samych z boku, tak jakbyśmy patrzyli na obcą osobę. Chłodna analiza tego, co wprowadza nas w taki stan jest niejednokrotnie zbawienna, warto jest się wtedy zastanowić jaka część tego spektaklu odgrywa się w naszej głowie, a jaka materializuje się w rzeczywistości. Kiedy nie oddzielamy faktów od wyobraźni padamy ofiarą zniekształceń poznawczych, które z kolei zmieniają np. to w jaki sposób odnosimy się do innych ludzi, to jak często czujemy zadowolenie z siebie czy ze swoich osiągnięć. Pracując ze swoimi pacjentami, ale także w swoich artykułach, staram się podkreślać, że nasz umysł, jako wyższe emocje ma bezpośredni wpływ na nasze ciało. Kiedy coś dzieje się w naszej duszy bardzo często znajduje manifestację fizyczną w postaci np. zwiększonej podatności na infekcje. Pewne rodzaje emocji mogą wpływać na to, jak w czysto chemiczny sposób pracuje nasz mózg i ciało. Kiedy pozwalamy naszej wyobraźni odegrać makabryczny spektakl strachu, uruchamiane są mechanizmy podobne do tych, które toczą się w procesach zapalnych, a warto wspomnieć, że jedna z teorii starzenia definiuje je jako: powoli postępujący stan zapalany całego organizmu. Poprzez uporczywe zamartwianie się i co za tym idzie częste ignorowanie faktów, uczymy nasz umysł, że to jest właściwa droga myślenia, nie pokazujemy mu alternatywy, czyli emocji pozytywnych, odczuć, które wprawiają nas w odprężenie i dają poczucie bezpieczeństwa, które z kolei tracimy dając się ponieść strachowi.
Kiedy nauczymy swój mózg bania się, będzie on wybierać właśnie tę drogę, mając do wyboru szczęście – wybierze strach, na przekór rzeczywistości. Może to wynikać z traumatycznych doświadczeń lub po prostu z pewnych tendencji, jakie przejawia każdy z nas w różnym stopniu. Nasza psychika, podobnie jak ciało na ból, w miarę jego przedłużania, nie uodparnia się, a uwrażliwia (uodparniać możemy się na stres, strach ma inne mechanizmy efektorowe). Stajemy się coraz bardziej podatni na działanie czynników, które mogą go wywołać, a wcale nie powinny, nabywamy wtedy także niezwykłą zdolność to tworzenia takich sytuacji. Myśląc o nich, zamartwiając się, przewidując, padamy ofiarą wielokrotnie opisywanej samospełniającej się przepowiedni, kiedy to działamy na korzyść tego, czego próbujemy uniknąć, ponieważ pozwalamy temu czemuś okładać nasz umysł. To jest właśnie punkt, z którym należy walczyć poprzez racjonalizm i chłodną analizę, patrzenie nie na odbicie danej sytuacji w krzywym zwierciadle, ale gołym okiem.
Życie w strachu przysłania nam to, co piękne w otaczającym nas świecie, dopuszczając go do naszego umysłu zabieramy sobie możliwość życia. Dla każdego z nas strach będzie się charakteryzował innymi cechami i znajdował inne punkty zaczepienia, naszym zadaniem jest jego rozbrojenie, zabranie sprawczej mocy. Sposób w jaki to zrobimy jest równie indywidualny, dla jednego będzie to chłodna analiza, dla drugiego uścisk bliskiej osoby, który uwolni szlaki poczucia bezpieczeństwa i komfortu. Starajmy się szukać sposobów na wprawianie tych szlaków w ruch, dobrze jest się zastanowić, co daje nam poczucie bezpieczeństwa i w momentach, kiedy czujemy nadciągający strach rozbroić go tą właśnie drogą.
Zamartwianie się nie spowoduje, że problem, którego się tak boimy rozwiąże się, a wręcz przeciwnie. Kiedy damy się sparaliżować związanym z tym emocjom, prawdopodobieństwo poradzenia sobie z tym, co nas martwi, drastycznie spada. Nie dawajmy zmartwieniom i strachowi narzędzi sprawczych, na które nie zasługują, a którymi mogą w naszym ciele i umyśle wyrządzić tak duże i widoczne szkody.