W Polsce mawia się czasami, że nadzieja jest matką głupich. Wydaje mi się, że zgodnie z panującymi w psychologii przekonaniami na temat tego, czym właściwie ona jest, można by przeformułować to przysłowie na: nadzieja jest matką optymistów. Nadzieję mają ludzie, którzy pragną zrealizować pewien, często własny, cel lub oczekują na powodzenie, stając przed jakimś wyzwaniem (przewidują przyszłość w korzystny dla ich sytuacji sposób). Optymizm osób mających nadzieję polega na założeniu, że ich oczekiwania zostaną spełnione lub, że nie dojdzie do sytuacji, w której stwierdzą, że odnieśli porażkę. Podłoże takiego myślenia może być różne: może polegać na optymizmie dyspozycjonalnym, czyli założeniu, że prawdopodobieństwo sukcesu, spełnienia założenia, jest mniejsze od porażki; może opierać się na optymistycznym stylu atrybucji (przypisywania) – tą drogą myślenia tłumaczymy sobie pochodzenie dotykających nas negatywnych zdarzeń, określamy je jako przejściowe i specyficzne dla danej sytuacji, takie, które niekoniecznie muszą się powtórzyć. Optymista może także wychodzić z założenia, że na świecie panuje pewna kolej rzeczy i porządek korzystny dla ludzi, a bazując na takim przekonaniu tworzy pozytywną wizję przyszłości. Czy zatem mając nadzieję łudzimy się i tworzymy nieprawdziwe wizje tego co może, ale nie musi się wydarzyć?
W jednym ze swoich artykułów wspominałam o samospełniającej się przepowiedni, podświadomym dążeniu do spełnienia swoich obaw, podobne mechanizmy można zauważyć przy innych rodzajach nastawień, także tych pozytywnych. Dla zaistnienia nadziei powinny, wg Snydera, występować dwa warunki: zadanie, którego się podejmujemy powinno posiadać jakiekolwiek szanse powodzenia, a my powinniśmy posiadać wiedzę jak je wykonać lub jak zdobyć potrzebną nam wiedzę. Samą nadzieją nic nie zdziałamy, w grę musi wejść także kompetencja sprawcza, jaką jest działanie. W tym miejscu znajduje się, związane z optymizmem, niebezpieczeństwo ślepego liczenia na szczęście, które może być przyczyną stawiania się w niebezpiecznych sytuacjach. Osoby o bardziej optymistycznym nastawieniu mają skłonności do zachowań mniej przemyślanych lub mniej bezpiecznych. Niekoniecznie muszą z tego wynikać jednak wyłącznie negatywne skutki, optymizm może stanowić czynnik, który pozwoli nam na podejmowanie odważniejszych decyzji, na tzw. opuszczenie strefy komfortu.
Optymizm staje się niekorzystny, gdy traktowany jest nie jako pewnie założenie, które przyświeca nam na drodze do celu, a jako „pewny osąd rzeczywistości” (Trzebińska, 2008). W momencie, w którym tracimy z oczu rzeczywistość i przekonujemy samych siebie, że będzie dobrze, gdy wszystko inne temu przeczy, możemy wpaść w pułapkę samo zapewnienia. Aby się przed tym uchronić, należy odnaleźć balans pomiędzy optymistyczną wizją przyszłości, czyli tym, na co mamy nadzieję, a tym co rzeczywiście może się wydarzyć. Przed popadnięciem w przesadny optymizm może nas uchronić zasięgnięcie wartościowej opinii i wystawianie się na działanie konstruktywnej krytyki, są to bowiem czynniki, które ukierunkowują nas na drogę do przyjętego celu i sprawiają, że nie zamykamy się w bańce złudzeń.
Z optymizmem i nadzieją łączy się pokora, choć nie jest to pierwsze skojarzenie z tymi pojęciami. Aby wytłumaczyć ten związek należy najpierw wyjaśnić czym jest właściwie pokora. Przymiotnik pokorny słyszymy często w znaczeniu uległy, posłuszny, w interpretacji religijnej osoba pokorna żyje zgodnie z pewnymi przyjętymi zasadami. Jednak, moim zdaniem, korzystniejszym sposobem użycia tego słowa jest opisanie pokornym kogoś, kto potrafi dostrzec ograniczenia swoich możliwości, kto zdaje sobie sprawę z własnej okazjonalnej omylności i nie boi się poprosić o pomoc lub zasięgnąć rady. Posiadanie zarówno pokory, jak i optymizmu, ochroni nas przed sytuacją, w której to, na co mieliśmy nadzieję nie dojdzie do skutku pomimo naszych starań. Rzadko zdarza się, aby krytyka nie budziła w nas najmniejszej negatywnej emocji, a jedynie nas motywowała i pobudzała do wniosków, ale jest to umiejętność, którą warto rozwijać, aby uczyć się pokory w ujęciu psychologicznym.
Pokora może być także mylona ze skromnością, która czasami bardziej lub mniej słusznie, uważana jest za bardzo pozytywną cechę, wręcz cnotę. Skromność może polegać na pewnej represji poczucia znaczenia swoich dokonań, osoba skromna nie będzie się przechwalać ani nadmiernie manifestować swoje znacznie. Dobrą analogię stanowi tutaj błąd paralaksy. Widzimy go zamykając i otwierając na przemian raz jedno, raz drugie oko, patrząc na konkretny punkt wydaje nam się, że zmienia swoje położenie, a w rzeczywistości pozostaje w tym samym miejscu. Taka zależność dostrzegalna jest również, gdy rozważamy skromność danej osoby. Taki właśnie błąd, tylko, że na skali oceny skromności, można zauważyć gdy podejmujemy decyzję o tym, czy ktoś, w naszym mniemaniu, może zostać opisany jako skromny. Załóżmy, że pewna osoba opublikowała artykuł naukowy w jednym z najważniejszych czasopism naukowych i używając zdania twierdzącego zawiadamia o tym swojego współrozmówcę – wtedy jej skromność jest relatywna. Nie będzie skromna, gdy spojrzymy na nią okiem osoby bez dorobku naukowego. Sytuacja zmienia się jednak, gdy tworzymy swoje wewnętrzne oko profesora z dużym zasobem wiedzy.
Nadzieja, optymizm, pokora to cechy, które przygotowują nas na działanie przyszłości, pozwalają rozprawić się ze związanym z nią strachem. Te czynniki mogą dawać czasami tylko przejściową ulgę, jednak unikając pułapki samo zapewnienia i utrzymując równowagę między optymizmem a realizmem, napędzając dobrą samospełniającą się przepowiednię, możemy czerpać z nich korzyści.